środa, 13 stycznia 2021

O ubiegłorocznym październiku, czyli zbliżamy się do końca

Powoli Pinezka kończy podsumowywać ubiegły rok, chociaż nie tak do końca, bo coś tam w głowie się kołacze jeszcze. Tamten rok naprawdę nie był taki zły. Oprócz oczywistych oczywistości, które były tragiczne - w życiu wewnętrznym Pinezki działo się dużo dobrego.

W październiku była druga z tych oczywistych złych oczywistości, czyli wyrok tak zwanego TK, który zmusił Pinezkę do wyjścia na ulicę (wielokrotnie), mimo zagrożenia pandemicznego. Nie mogło tego zabraknąć w rocznym travelerku.




wtorek, 12 stycznia 2021

Tym razem o ubiegłorocznym wrześniu

Jak ten czas leci. My tu gadu gadu, a ubiegłoroczny travelerek Pinezki doczekał się wrześniowego wpisu. Tu się Pinezka wahała, czy dać zdjęcie z diety (znów była dieta Dąbrowskiej przez trzy tygodnie), czy tego, że odkryła fajne ćwiczenia na jutubie, które codziennie wdrażała i wylewała dzięki nim siódme poty, czy jeszcze coś innego. Zdecydowała się jednak na udokumentowanie pierwszego w życiu biwakowania w lesie pod gołym niebem. To było naprawdę mocne przeżycie i fajnie będzie o nim pamiętać.





poniedziałek, 11 stycznia 2021

O nadrabianiu i wspominaniu

Już prawie ubiegłoroczny travelerek będzie gotowy. Dziś czas powspominać sierpień, czyli miesiąc urodzin Pinezki. Oprócz hucznego obchodzenia urodzin, Pinezka pokochała wegańskie gotowanie oraz znalazła niezłego weterynarza dla jej kici, który bardzo fajnie, jak na razie, wyprowadził Lukę na prostą. To był fajny miesiąc...

Ten wpis jest bardzo inspirowany twórczością Heby Alsibai, o której Pinezka często tu wspomina, ale warto do niej zajrzeć, bo Heba robi na swoim kanale na jutubie co niedzielę lajwy, podczas których można z nią poscrapować na żywo. Podczas któregoś lajwa rozgorzała dyskusja o tym, że fajnie jest pogadać samemu ze sobą, bo przynajmniej samemu się siebie słucha. Stąd tytuł tego wpisu. O. I tyle.





niedziela, 10 stycznia 2021

O pinezkowym ubiegłorocznym lipcu

Pinezka kończy ubiegłoroczny travelerek. Dziś - wspomnienie lipca i krótkiego wypadu nad morze. Było słońce, było mało ludzi, był ponad 40-kilometrowy spacer do ujścia Wisły i była podczas tego spaceru miesiączka pośrodku wydm i oczywiście znikąd pomocy, było piwko na plaży a przede wszystkim był chillout. Czyli było w porzo.

Wytycznymi na lipiec było: użycie koloru turkusowego i naklejki. Wszystko się odhaczyło.